Jedna z historii VII

 EPIZOD VII 

   Pukanie do drzwi uświadomiło zielonookiego, że przeczekał pół nocy.
    Tak?
    Kąpiel jest już gotowa. - poinformowała Aetra. Chciał jej podziękować, ale kiedy otworzył drzwi kobieta schodziła już na dół.
    Aetra!
    Tak? - odwróciła się w jego stronę. Widać jej było tylko głowę.
    A gdzie jest ta wanna?
    Na dole. Podążaj za parą a znajdziesz. - jej kąciki ust podniosły się nieznacznie. Z tym lekkim uśmiechem jeszcze bardziej podobała się Ybronowi.
   Nie szukając długo, zielonooki znalazł łazienkę. Okrągła drewniana wanna była pełna gorącej wody.
   Cruon, zaraz po kąpieli Landriwiana, kazał do siebie przyjść. To samo pomieszczenie co wczoraj, było zupełnie inne. Światło wpadające przez wielkie okna zmieniało pokój całkowicie. Wydawał się większy i dużo przyjemniejszy.
   Dostając umowę zielonooki, przeczesał jasne włosy. Blond włosy u Corvusiańczyka były rzadko spotykane.
   Sama umowa była strasznie długa. Po przeczytaniu pierwszej strony Ybron odmówił, tak samo jak ostatnio. Pieśniarz czyścił szkła okularów w milczeniu. Jego żółte oczy patrzyły przez okno przy, którym stał. Z dołu słychać było tupanie.
    Nie przeczytałeś.
    Nie. - potwierdził zielonooki. - Nie zgodzę się na żadne zabijanie. Walczyć mogę, ale nie na śmierć i życie.
    Wiesz, kiedy pojawiłem się u Loran, byłem trochę... zły. Działałem w pośpiechu. Potrafię dostać do czego chce, ale ty... ty uciekłeś mi za pierwszym razem. Potem, dowiedziałem się, że jesteś w karczmie. Po raz drugi wyciekałeś jak piasek... przez palce. - popatrzył sobie na dłoń. Na jej wierzchu miał tatuaż, albo coś co go przypominało. - W akcie pewnej desperacji improwizowałem. Złożyło się jednak inaczej. Nie jesteś bogaty i dlatego teraz tutaj siedzisz. Gdybyś miał wystarczającą kwotę, byłbyś już pewnie w Astani i jechał do tego Tymera. Zamiast spróbować samemu wyruszyć postanowiłeś tu przyjść. Nie dziwię ci się, lecz chciałbym znać powód.
    Miałem nadzieje, że mi pomożesz. Tak długa i samotna podróż na nieznanych terenach jest niebezpieczna. Szczególnie dla mnie. Nie jestem podróżnikiem. Potrafię walczyć, ale wiem, że na drodze spotkałbym się z trudniejszymi problemami niż rabusie. Srebra mam ile mam. Nie spodziewałem się, że wszystko będzie takie drogie. Zostałeś ty.
   Cruon zabrał umowę. Trzymał ją przez chwilę. Zrobił obrót, a kartki, które przed chwilą miał w dłoni, zniknęły. Ybron zdziwił się, ale nie pokazał tego na twarzy. Do jego głowy przyszło kilka wyrazów, „czarownik” , „mag” i inne.

   Corvusiańczycy sami mieli wieszczów, którzy parali się magią przepowiadając przyszłość. Przynajmniej tak zapewniał go Other. Sami wieszcze zaprzeczali jakoby używają jakiejkolwiek magii. Twierdzili, że sami bogowie przez nich przekazują przyszłość. Ludzie różnie ich traktowali. Często pogardliwie i nieufnie. Niejeden chciał zabić takiego wieszcza, albo wieszczkę. Nikt jednakże się na to nie odważył. Sami wieszcze grozili potwornymi klątwami, za zabicie jednego z nich. Tych, którzy ich szanowali nie brakowało. Z przepowiadania korzystali prawe wszyscy. Ci którzy uważali ich za głos bogów, ale także ludzie, którzy szczerze ich nienawidzili.
   Other na przekór innym uważał, że ci oszuści, jak ich nazywał, nie znają przyszłości. Ciągle powtarzał ludziom, że szukają w kłamliwych słowach tego czego tam nie ma.
   Landriwian szczerze chciał spotkać się z wieszczem albo wieszczką. Dotąd tego nie zrobił, ze względu na ojca. W prawdzie mu nie zabronił, ale Ybron doskonale wiedział, że zawiódłby go idąc usłyszeć przepowiednie.
   Nie raz słyszał słowa, w których zawarta była przyszłość. Corvusiańczycy szukali, w często niezrozumiałym tekście, odpowiedników porównań i metafor. Prędzej czy później znajdowali. Other mówił, że do niektórych słów można by przypisać wszystko.

    Brzydzisz się śmiercią tak? A ten wielki chłop z niewyparzoną gębą? Może się mylę, ale odniosłem wrażenie, że zabicie go przyszło ci z niezwykłą łatwością. - Ybron przypomniał sobie Mata. Już wcześniej się nad tym zastanawiał. To on odciął mu głowę, a mimo to czuł się jakby coś innego go do tego popchnęło.
    Mylisz się. - jego umiejętność niepokazywania emocji na twarzy, bardzo się przydała.
    Skoro bo dobroci się nie da zrobimy to inaczej.
    Co masz na myśli?
Niedługo się przekonasz. A teraz jeśli pozwolisz – wskazał wyjście. - mam coś do załatwienia.

 Koniec Epizodu VII 

Spodobało Ci się? Koniecznie pozostaw po sobie ślad w komentarzach i zobacz następny epizod! Poniżej masz linki do szybkiej podróży ;)

 Wszystkie Epizody 

 Następny Epizod 

Jeśli masz jakieś pytanie lub uwagę pisz śmiało w komentarzu :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zabawa z ogniem przy drugim tomie trylogii MILLENIUM

Dlaczego "Kto porwał Daisy Mason?" was rozczaruje?