Jedna z historii III
EPIZOD III
Na zewnątrz było już jasno. Ybron z markotną miną przygotował
się do wyruszenia. Astania na niego czekała.
Zanim jeszcze wyszedł
zobaczył, na drzwiach, cienki sznurek. Patrząc na niego przypomniał mu się
zwierzęcy srebrnik. Wyciągnął go z kieszonki. Sprawdził czy sznur przedzie
przez otwory w monecie. Okazało się, że mieści się idealnie. Więc przewlekł go
przez dziury a następnie obwiązał sobie nim przedramię. Srebrnik przylegał do
ciała. Ybron poczuł chłód w miejscu, gdzie znajdowała cię moneta.
Sprężystym krokiem
ruszył na północ. W stronę Astani. W zielonych oczach można było zobaczyć
smutek. Teraz pójdzie w świat. Ma nadzieje, że ojciec jako Voeh, pomoże mu w
podejmowaniu przyszłych decyzji.
Słońce mocno grzało,
a trawa po wczorajszym deszczu wydawała się bardziej zielona. Miecz obijał mu
się lekko o nogi, a włosy dalej wchodziły w oczy.
W tle słychać było
słodki śpiew ptaków. Landriwian spostrzegł w oddali las. To dobrze, gdyż
promienie zaczynały grzać coraz mocniej. Pośród drzew będzie przyjemny chłód.
Przyspieszył kroku, żeby dotrzeć tam szybciej.
Minęło już więcej
niż pół dnia. Idąc przez las Ybron natknął się na opuszczone obozowisko.
Ognisko wypaliło się całkowicie, a wokół była wydeptana ziemia. Po śladach,
zielonooki domyślił się, że spały tu cztery osoby.
Podążał dalej
ścieżką w stronę Astani. Nie zaszedł daleko, gdy zobaczył przed sobą kilka
osób. Dwóch z nich stało.
–
Za dwie godziny dotrzemy do rozstai! - krzyczał
największy z nich. Łysiejące, czarne włosy, były rozczochrane. Duży podbródek
podkreślał kwadratowy zarys szczęki. - Po co będziesz żarł to gówno!
–
Głodny jestem, to będę jadł! - powiedział donośnym
tonem, dość gruby, młodzieniec.
–
Tymi jagodami i tak się nie najesz. - mówił
dalej ten z dużym podbródkiem. - A twoja
matka mnie ostrzegała żeś głupi. Szkoda, że jej wtedy nie posłuchałem.
Podchodząc spokojnym
krokiem Ybron zapytał spokojnie.
–
Jesteście łowcami głów?
–
Co?! - odburknął ten łysiejący. - My? A skąd ci
to do łba przyszło przybłędo? - grymas na jego twarzy potęgował nieuprzejmość.
–
No chyba mi nie powiecie, - powiedział Ybron. -
że to taka zabawa związywać ludzi i ciągnąć ich ze sobą. - wskazał na
związanego więźnia, który leżał bezwładnie. A przy nim, opierając się o drzewo,
rudy mężczyzna
–
Nie twoja sprawa. - rzekł ten największy.
–
Ta, to nie twoja sprawa. - dodał najmłodszy,
dalej zbierając jagody.
–
Ależ, panowie. - tym razem odezwał się rudy. -
Gdzie wasze maniery? - podszedł do Ybrona mimo jaskrawego koloru czupryny i
uśmiechu na twarzy wyglądał nieprzyjemnie. Najpewniej za sprawą paskudnej
blizny, która ciągnęła się od nosa do lewego ucha. - Witaj, ja jestem Knut, a
to są Mat i Wineal. - wskazał po kolei najpierw tego z kwadratową twarzą a
potem młodszego mężczyznę.
–
Ja jestem Ybron. - przedstawił się. - A na twoim
miejscu... - popatrzył na grubego chłopaka. - … nie jadłbym tym jagód. Jeśli
będziesz miał szczęście rozchorujesz się tylko, jeżeli nie, umrzesz.
–
Dlatego nie je się byle czego ty głąbie! -
wybuchł znowu Mat. A potem, otwartą dłonią, uderzył Wineala w tył głowy.
–
Aua! - krzyknął, masując sobie tył głowy. - To
bolało.
–
Nie zwracaj na nich uwagi. - powiedział Knut. -
Co chwilę znajdują sobie jakiś powód do kłótni.
–
Dlaczego go związaliście? - pytał dalej Ybron.
–
To chyba oczywiste, żeby ograniczyć jego ruchy
do minimum. - związany mężczyzna milczał. Wydawał się spokojny. Może pogodził
się ze swoim losem. A Knut ciągnął dalej. - A ty co tu robisz? Na handlarza mi
nie wyglądasz.
–
Zmierzam do Astani. Mam tam pewną sprawę do
załatwienia.
–
To idziemy w tym samym kierunku. - trafnie
zauważył rudzielec. - A chyba nie chcesz mieć nas za wrogów co? Zrobimy tak,
pójdziemy razem, ja nie będę pytał o twoje sprawy a ty nie będziesz pytał o
moje. Na północnych rozstajach nasze drogi się rozejdą i nikt nie ucierpi. Co
ty na to?
Ybron zastanawiał
się przez chwilę co zrobić. Pomóc związanemu człowiekowi czy odpuścić? Wybór
byłby prostszy, gdyby nie to, że więzień milczy. Nie wygląda jakby oczekiwał
pomocy. Nawet nie spojrzał na Ybrona.
–
Zgodzę się, jeśli pozwolisz zadać mu kilka
pytań. - zielonooki wskazał na leżącego mężczyznę.
–
Nie sądzę by odpowiedział ci na jakiekolwiek
pytanie. - powiedział Knut.
–
Dlaczego niby?
–
Bo...! - krzyknął najmłodszy, ale mężczyzna z
blizną mu przerwał.
–
Cicho Wineal! Nie ładnie tak przerywać rozmowę.
Nasz... towarzysz jest niemową. Nie wypowie żadnego słowa. Dźwięków nie słyszy,
to nawet pytania nie zrozumie.
–
Mimo to chciałbym spróbować. - Ybron był
stanowczy. Na czole Knuta zagościła zmarszczka.
–
Obawiam się, że to niemożliwe. I radzę ci zgódź
się na moje warunki. - szczęka rudzielca wysunęła się lekko do przodu, a górna
warga podciągnęła. To była groźba.
–
Chyba się nie dogadamy. - Ybron podniósł wyżej
głowę i lekko ją przekrzywił. Zebrała się w nim złość. Palce zacisnęły się
mimowolnie.
–
Knut. - niezręczną ciszę przerwał Mat. - Nie
mamy na to czasu. Puść go, niech pójdzie przodem. - Mat zrobił dziwny ruch ręką
ledwo widoczny, ale szmaragdowe oczy Landriwiana wychwyciły go od razu.
–
Niech tak będzie. Ostrzegłeś nas przed jagodami.
Daję ci ostatnią szansę. Idź to tej swojej Astani i nie wtrącaj się w nasze
sprawy.
Jeśli Ybron by się
nie zgodził na pewno doszło by do walki. Mimo zamiłowania do wszelkiego rodzaju
pojedynków, to nigdy nie tolerował niepotrzebnej śmierci. Lecz zielonooki nie
tego się bał. Wątpliwości dotarły do niego kiedy zrozumiał, że kieruje nim
złość. Rozluźnił zaciśnięte palce. Przypomniał sobie ostatnią lekcje ojca „To
był odruch. Musisz się tego pozbyć. Trzeba mieć pełną kontrole nad swoim
ciałem.” . Zrozumiał, że to gniew tak go napędził, to przez niego miał ochotę
walczyć.
W pewnym momencie
Ybron zdał sobie sprawę, że to Other jako Voeh, mu pomaga. Ten pojedynek nie
jest potrzebny. Spowoduje to tylko śmierć.
Skinął głową na
Knuta i ruszył przed siebie szybkim krokiem. Po oddaleniu się na kilka kroków
usłyszał za sobą miecz wyciągany z pochwy. Zareagował szybko, wyciągając swój i
parując cios zadany przez Mata.
–
Zatłukę cię jak psa! - ryczał wykonując zamach.
- Obetnę głowę i wrzucę do gnoju!
Znieruchomiał
niespodziewanie, trzymając nad sobą miecz. Knut i Wineal również przestali się
ruszać.
Ybron oszołomiony
nie wiedział o co chodzi. Usłyszał jak ktoś pogwizduje.
Nie, nie. to nie
zwykłe pogwizdywanie, tylko melodia. Wszyscy odwrócili się w stronę, z której
dochodził dźwięk. Nawet związany więzień. Ybron cały czas zwrócony był w tamtym
kierunku. Każdy, z czterech mężczyzn patrzył teraz w przeciwną, do Ybrona,
stronę.
–
Ptak ci zaśpiewa gdy wroga stracisz. A usta
uśmiechną jak się wzbogacisz. - człowiek o włosach czarnych jak smoła,
zaśpiewał. Jego dziwnie przyjemny głos gładził ucho. - Inni wciąż cierpią a ty
się śmiejesz. Zrzednie ci mina kiedy zbutwiejesz. - wyciągnął miecz zza pleców.
- Koniec tej pieśni zakończę złym słowem. Zostałeś właśnie mym biednym łowem.
Nikt nie pozwolił
sobie nawet mrugnąć. Knut sięgnął po rękojeść swojego miecza. Nie zdążył go
wyciągnąć. Mierząca ponad trzy stopy klinga pieśniarza odcięła mu głowę.
Oniemiały Wineal stracił władzę w nogach i się przewrócił. Świecące ostrze
wbiło się w jego serce gdy leżał. Mat chwycił miecz mocniej, całkowicie
zapominając o Ybronie.
–
Utnę ci jaja! - krzyczał Mat. Głos mu się załamał.
- I rzucę je ... - powiedział dużo ciszej i bez przekonania.
–
Nieznany wędrowiec utnie ci głowę. Bo żeś
złoczyńco złamał umowę. - zaśpiewał mężczyzna o czarnych włosach. Teraz
zielonooki zauważył, że nosi okulary. Nigdy takich wcześniej nie widział.
Proste i solidne z okrągłymi szkłami. Patrząc na nie zauważył jego oczy. Były
skierowane prosto w oczy Ybrona. - Złota dostanie ile uniesie. Albo też zginie
w tym oto lesie.
Szmaragdowe tęczówki
zapłonęły. Te słowa były skierowane do Ybrona.
Decyzja podjęta w
ułamku sekundy. Mocny zamach klingi i cios. Mat zdążył odwrócić się do oprawcy,
ale był zbyt wolny by powstrzymać lecącą śmierć. Kiedy głowa oderwała się od
ciała, była skierowana twarzą do Ybrona.
Drugi raz, w swoim
dwudziestosiedmioletnim, życiu zabił człowieka. A pierwszy raz nie był nawet
zamierzony. Jeszcze zanim przeżył swoją piętnastą zimę, bawił się z pewnym
chłopakiem. I pewnego razu, gdy się przepychali, zielonooki zbyt mocno pchnął
młodzieńca, a ten spadł z kilku metrów. Uderzył głową o kamień i zmarł na
miejscu. Pamięta rozmowę z Ojcem na ten temat.
–
Śmierć jest kawałkiem ciasta i będzie ci
towarzyszyła dopóki go nie zjesz.
–
Ale co to oznacza tato?
–
Nieważne co to oznacza. Ważne jak to rozumiesz.
–
Ja chyba nie rozumiem.
I dalej nie
rozumiał, ale zastanawiał się nad tym regularnie.
Trzy ciała
bezwładnie leżały na ziemi, a krew dalej się lała. Więzień miał przerażoną minę
i mocno zbladł. Landriwian, próbując nie myśleć o tym co właśnie zrobił i co
przyszło mu z łatwością, przyglądał się mężczyźnie o czarnych włosach.
Nieco więcej niż
sześć stóp wzrostu, ubrany był w ciekawy strój. Dopasowany, częściowo zrobiony
z kolczugi, wyglądał na drogi. Na to zarzucony miał ciemny płaszcz przymocowany
do ramion. Pod prawym okiem miał małą poziomą bliznę. Zęby miał szkaradne,
ciemne, pożółkłe i krzywe. Wyglądały jakby należały do trupa. Dziwne, że Ybron
nie zauważył tego, gdy ten śpiewał.
–
Poczekaj, a nagroda cię nie minie. - powiedział
do zielonookiego i poprawił okulary. - Zajmę się tylko tym tutaj. - podszedł do
więźnia i chwycił go za podbródek. - Myślałeś, że dadzą radę cię zabrać? A
podobno głupcem nie jesteś. Od teraz lepiej żebyś mnie słuchał.
–
Wole płonąć żywym ogniem! - odezwał się więzień.
–
Nie wątpię, ale to nie wchodzi w grę. Zginąłbyś,
a na to nie mogę pozwolić.
–
Kim jesteś? - wtrącił się Ybron.
–
Trudne to pytanie. Może najpierw ty się
przedstawisz?
–
Ybron.
–
Hm, jesteś corvusiańczykiem? A już prawie
uwierzyłem w wasze wyginięcie. No cóż, codziennie coś nas może zaskoczyć. -
zaczął odwiązywać więźnia. - Mnie zwą po prostu pieśniarzem.
–
Nosisz jakieś imię od narodzin?
–
A tak. Noszę i jest ciężkie jak cholera. Cruon
Sanceadiz.
Po tym jak wymówił
to imię ptaki zaczęły śpiewać wszędzie wokół. Zielonooki próbował dostrzec
jakiegoś, ale nie zobaczył ani jednego.
–
To co śpiewałeś...
–
Chcesz złoto, tak? - pieśniarz wyciągnął zza
płaszcza garść złotych monet. - Weź te monety. Umowa to umowa.
–
Nie o pieniądz pytałem, lecz o twój śpiew.
Mówiłeś do mnie, czy miałem tylko takie wrażenie? - Cruon uniósł jedną brew i
przeszedł wzrokiem po Ybronie od stóp do głów.
–
Nie przyjmiesz złota?
–
Nie. - odparł bo chwili namysłu.
Dawno temu zdarzyło
się nieszczęście.
Other kuca przy
małym Ybronie. Twarz mają na tej samej wysokości. Za nimi leżą zwłoki dwóch
najemników, których ojciec przed chwilą zabił.
–
Pamiętaj, że pieniądze, złoto i inne bogactwa
mogą być dużo bardziej niebezpieczne niż najostrzejsza stal.
–
Dlaczego? - zapytał zielonooki. Miał wtedy tylko
sześć wiosen.
–
Kiedyś sam to pojmiesz. Zauważysz to swoimi
zielonymi głębiami. Chcę tylko byś zapamiętał to co ci powiedziałem.
–
Mhm. - mały pokiwał głową.
Podnosząc się Other
zmierzwił Ybronowi krótkie włosy.
–
Odpowiesz na zadanie ci pytanie?
–
Interpretacja tej pieśni jest dowolna i
indywidualna. - powiedział Cruon. - A teraz powiedz gdzie zmierzasz?
–
Celu swojego wole przed tobą nie zdradzać.
Więzień zdawał się
nie obecny. Nie odezwał się od ostatniego razu. Nie próbował uciekać jakby
wiedział, że nie da rady. Więzy już go nie unieruchamiały, mógł więc uciec
–
Gdziekolwiek chcesz dotrzeć musisz przejść przez
północne rozstaje. - rzekł pieśniarz. -
Tam cię znajdę, muszę najpierw zając się tym tutaj.
–
Po co? - Ybron się zainteresował, ale nie okazał
tego w żaden sposób.
–
Tym nie musisz się przejmować. Wiedz jednak
pewną rzecz. Dobrze dla ciebie, żeś złota nie przyjął. - Prowadząc więźnia w głąb lasu Cruon zaczął
gwizdać powoli robiąc przerwy na nabranie powietrza. Celowo, ponieważ powietrza
mu nie brakowało. Melodia była ledwo słyszalna. - Jestem złą wroną co lata po
niebie. Uciekaj ode mnie bo będziesz w potrzebie. I nikt nie zapłacze na twoim
pogrzebie...
Koniec Epizodu III
Spodobało Ci się? Koniecznie pozostaw po sobie ślad w komentarzach i zobacz następny epizod! Poniżej masz linki do szybkiej podróży ;)
Wszystkie Epizody
Następny Epizod
Jeśli masz jakieś pytanie lub uwagę pisz śmiało w komentarzu :)
Komentarze
Prześlij komentarz